Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

sobota, 28 lutego 2015

Post o pogodzie, malkontencki trochę

Pierwszy na niwie działalności mej.
Wszyscy o pogodzie, czemu więc nie ja.
Wciąż czytam o tych wszystkich kwiatkach, ptaszkach i badylkach.
O trawce, rzeczce, czy wycieczce.
Wygląda na to, że świat dzieli się na obszary A tudzież obszary B.
I takoż odpowiednio Polskę A i Polskę B.
Na mnie popadło zatem B i B.
Tyle "w temacie".
Oświadczam wszem i wobec, że choć już nie ma zimy, wiosny nie uświadczy również.
Chłodno jest, wietrznie, mgliście.
Zeszłosezonowa trawa, suche, zeszłoroczne liście.
Drzewa bez pąków, kwiatuszków brak.
O dziwo, da się żyć.
Mamy przedwiośnie, jakby się kto pytał.
Ostre powietrze ma ten charakterystyczny i niepowtarzalny zapach.
Zimne promienie słońca kładą wydłużony cień.
Lubię celebrować prolongatę wiosny. Jej obietnicę niespieszną.
Nie podzielam powszechnego entuzjazmu dla całej tej aury pogodowego współzawodnictwa.

U nas - jak to na Pomorzu - wiosna, panie, daleko jeszcze w polu. 

piątek, 20 lutego 2015

Tolerancja i akceptacja.

To niezupełnie to samo.
Jakże łatwo lekką ręką odżegnać się od problemu, rzucając od niechcenia, że...toleruję.
Tymczasem nijak to się ma do prawdziwej akceptacji.
Która polega na zniesieniu zaporowego dystansu wobec osób reprezentujących dany pogląd albo orientację.
Bądź też znajdujących się w nietypowej sytuacji. Społecznej, zdrowotnej, czy losowej...
Nie chodzi o to, rzecz jasna, by utożsamiać się z czymś bez reszty, ile by po ludzku starać się zrozumieć.

wtorek, 17 lutego 2015

Sinusoida czasów.

Dni biegną, mijają lata.
Świat nam się na lepsze zmienia.
W oczach pięknieje. Mądrzeje. Łagodnieje.
Technika człeku staje się służebna.
Natura przyjazna, architektura misterna, moda łaskawsza.

A my z roku na rok coraz to starszą twarz światu oferujemy.
Na szczęście on coraz bardziej miłosierny.
Wór dobra bardziej pojemny i miejsca staje dla wielu.
Dla wielu na raz.
Lecz trudno się oprzeć wrażeniu, że ci, co po nas, zawsze już będą na pozycji lepszej.
A więc wygrani będą ci, co na ostatku?
Lecz jeśli lepiej urodzić się później, to może nigdy nie nadchodzi odpowiednia pora.

Nawet w rodzinie ten młodszy jest na pozycji lepszej.
Po prostu lepiej usytuowany.
Tym młodszym zawsze się zazdrości.
Ot, chociażby tego, że skończą się później.
Proste jak obręcz.
Co dziwne, fakt przeżytych lat własnych niczego tu nie zmienia.
Nieustannie chcemy swoje ciastko jeść.
Tak to już działa.

Nieuchronność, co nie zna litości.
Mane, tekel, fares.
Policzono, zważono, rozproszono.

Tylko co jakiś czas dziejowa apokalipsa wymusza odwrócone myślenie.
Wtedy zazdrości się tym, co odeszli nie doświadczając armagedonu.
Ot, sinusoida czasów.